Pobudka, toaleta i siadamy na moto - Monika idzie kupić świeże bułki i szykuje wszystkim śniadanie, a my pędzimy pojeździć. Droga przez Dolny Harmanec - dla wielu męczarnia, dla nas to co lubimy najbardziej - 20km krętej drogi w tym najlepszy 10km odcinek bez jednej prostej. Kontrolny przelot żeby zapoznać się z droga i rozgrzać opony. Faktycznie droga jest dość czysta po zimie, a plama oleju nie aż taka groźna, choć 2 zakręty wypadają ze stawki. Nawrotka i tym razem trochę szybciej. Potem jeszcze 2 rudny - 40km zakrętów - mamy dosyć. Ktoś spyta po co to wszystko? Wariaci na motocyklach. Odpowiedź jest prosta, takie trudne warunki uczą oponowania motocykla, pozwalają lepiej wyczuć motocykli własne umiejętności. Czy przydaje się to w normalnych warunkach? Od powiedz brzmi tak. Dziura na drodze, rozlany olej, piasek. Śmierć dla motocyklisty i codzienność na naszych drogach. Wtedy trzeba błyskawicznie podjąć decyzje i umieć ominąć przeszkodę. Wracamy ledwo żywi po półtorej godziny. Jemy śniadanie, chwila odpoczynku i kierunek Poprad. Znów przebijamy się przez góry, trochę pada, śnieg na stokach. Potem chwila relaksu na autostradzie. Mijamy Poprad i udajemy się do Starej Lubovnej, do restauracji Salas u Franka. Góralskie jedzenie i miła atmosfera to elementy z których słynie to miejsce. Jeszcze tylko zakupy na granicy i obieramy kierunek na Tarnów. Docieramy o 17 - zmęczeni ale szczęśliwi. Piotrka czeka jeszcze ponad 3 godziny jazdy do Łodzi, Monikę trochę więcej pociągiem. Mnie ponad 300km w nocy, na rano muszę być w stolicy.