Kolejny wspaniały dzień - temperatura tylko minus 16. Za to dość słonecznie. Leniwie wstajemy około 9, śniadanie, poranna toaleta i udajemy się na wycieczkę autobusem. Pamiątkowe zdjęcia na tle portu, telefony do rodziny, zakup pamiątek i odjeżdżamy.
Z ważniejszych miejsc na trasie warto wymienić Senaatintori (plac senacki) zaprojektowany przez C.L. Engela w 1820 roku, Sobór Uspenski, budynek Parlamentu z końca XIX wieku (obecnie siedziba rządu), Yliopisto (uniwersytet) drugi w Finlandii, założony w 1828 roku, Temppeliaukion kirkko - kościół w skale zbudowany w 1975 roku projektu Alvar'a Alto, Cmentarz Hietaniemi - miejsce pochówku najsławniejszych Finów, Sibeliuksen puisto - park Sibeliusa z lat 20. XX wieku i na końcu Stadion Olimpijski wybudowany w 1938 roku na olimpiadę, w pobliżu którego znajduje się posąg Paavo Nurmi. Wycieczka trwa około półtorej godziny z 2 przystankami - pierwszym koło Temppeliaukion kirkko, a drugim park Sibeliusa.
Po wycieczce spacerkiem udajemy się do Kiasmy - centrum sztuki nowoczesnej. Najciekawszym eksponatem była pozytywka - dźwięki świata w kształcie kuli ziemskiej z zaznaczonymi kontynentami.
Następnym punktem programu jest Kansallismuseo - muzeum narodowe, umieszczone w budynku z połowy XIX wieku. Do największych atrakcji należy prezentacja multimedialna ukazująca dzieje miasta w XX wieku. Razem z wystawą Helsinki w roku 2000 stanowi całość stworzoną na przełomie tysiącleci. Dużo ciekawych eksponatów znajdziemy też w skarbcu, między innymi monety będące w obiegu na terenie Finlandii oraz medale zdobywane przez fińskich sportowców. Udało się nam też trafić na czasową wystawę noży, popularnie nazywanych "finka", na której była kolekcja około 200 eksponatów i materiał filmowy na temat tradycyjnego sposobu wytwarzania.
W drodze powrotnej do hostelu zaliczamy supermarket i robimy zakupy fińskich delikatesów. W planach była wieczorna sauna, lecz zmogło nas zmęczenie i ucięliśmy sobie drzemkę do 20. Wieczorem spacer po Bulevardi i wycieczka do Kalio - dzielnicy taniego piwa, studentów i innych przyjemności. Spędzamy czas w indyjskiej restauracji Indian Villa, która trochę nas rozczarowała - na pizzy frutti di mare nie znalazłem nic co przypominało by owoce morza.
Po powrocie padamy ze zmęczenia.