Deprecated function: Unparenthesized `a ? b : c ? d : e` is deprecated. Use either `(a ? b : c) ? d : e` or `a ? b : (c ? d : e)` in include_once() (line 1389 of /home/morowiec/public_html/morowiec7/web/includes/bootstrap.inc).
Pomysł na wyjazd prosty - Murmańsk. Dlaczego tam? Kilka lat temu przejeżdżając przez Ivalo w Finlandii zobaczyłem znak - Murmańsk 303km... I to nie na północ tylko na wschód... Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak daleko jestem od domu.Zawsze jednak coś wypadało, brakowało ludzi z którymi można do Rosji pojechać. Koncepcją wyjazdu udało się zarazić Patryka i Krzyśka z którymi byłem w Rumunii.Od pomysłu do realizacji droga długa. Koncepcja zmieniała się kilkukrotnie, aż w końcu udało się wybrac najważniejsze punkty wyjazdu:
Karelia - Linia Mannerheima, pomniki wojny zimowej i przejazd szutrowymi drogami wokoło jeziora Ładoga i dalej na północ wzdłuż fińskiej granicy
Świadomie rezygnujemy z Sankt Petersburga oraz turystycznych atrakcji wzdłuż M18 - na to przyjdzie czas na spokojnie w przyszłości.Motocykle to dwa Transalpy 650 oraz XR650L.Za pomoc w przygotowaniach szczególnie chcemy podziękować Łukaszowi, który był na Kolskim w 2011 roku.Jechałem do Rosji, nie będąc do końca pewnym, czego się spodziewać. Dla mnie był to jednak trochę obcy, wrogi kraj. Teraz wiem, jak bardzo się myliłem... Spokojnie mogę polecić go każdemu, kto ma trochę odwagi, fantazji i nie boi się czasem spartańskich warunków. 7000 km - dystans w ogóle1300 km - dystans poza asfaltem300 km - najdłuższy odcinek bez asfaltu820 km - najdłuższy odcinek dzienny18 dni jazdy12 dni bez deszczu2,67 do 3,3 pln – ceny paliw92 oktan – najczęściej tankowane paliwo1-3 h to czas na przekroczenie granicy +30 – najcieplej, +5 – najzimniej, 0 pln - koszt łapówek i mandatówNajmilsze zaskoczenie to otwartość Rosjan i ceny paliwa. Zaskoczenie In minus to ceny jedzenia i noclegów.
Nadszedł w końcu dzień wyjazdu. Ostatnie godziny w pracy to siedzenie, jak na szpilkach. Jeszcze tylko wyjechać ze stolicy i wyprawa rozpoczęta. Pierwszy cel to zajazd Żubryn przy granicy z Litwą, gdzie mamy spotkać się w trójkę - ja, Patryk i Krzysiek. Po drodze zwiedzamy bunkry w Nowogrodzie i przejeżdżamy asfaltową drogą przez Biebrzański Park Narodowy. Zmieniam zębatkę na 15 - powinny spaść obroty i spalanie. Jutro czeka nas ponad 800 km asfaltu, więc po kolacji dość szybko kładziemy się spać.
Pobudka, tankowanie i ruszamy w kierunku Narvy w Estonii. Via Baltika jest nudna - płasko, pola i w miarę pusto. Pamiętam, że kiedyś udało mi się przejechać ten kraj bez używania hamulców - wystarczyło operowanie manetką i biegami. Dziś jest podobnie i można usnąć. Dodatkowo trzeba uważać na prędkość, bowiem tutejsza policja jest bardzo sprawna i potrafi pilnować nawet na remontowanych odcinkach. Omijamy wszelkiego rodzaju atrakcje turystyczne i około 19 docieramy do celu.
Wybieramy to przejście graniczne, ponieważ można na nim za 1E zamówić sobie miejsce w kolejce. Standardowo musimy wypełnić mnóstwo formularzy, na szczęście pogranicznik ma do nas mnóstwo cierpliwości. Do pierwszej stacji dojeżdżamy na resztkach paliwa. Tankujemy standardową 92 po 2.70 PLN za litr i motocykle od razu jakoś lepiej pracują.
Następny dzień jest spokojniejszy, wstajemy późno i późno ruszamy. Jak się okaże, zostanie tak już do końca wyjazdu. W końcu jest lato i mamy dzień polarny, więc trzeba tylko pamiętać o zrobieniu zakupów.
Kolejny poranek mija nam na zmianie opon z szosowych na coś, co bardziej nadaje się na szutrowe drogi, którymi zamierzamy przebić się na północ. Ja do XR wybrałem Pirelli MT21, chłopaki do Transalpów TCK80. Igor odprowadza nas w kierunku Ruskeala - marmurowego kanionu na północ od Ładogi, po drodze pokazując wodospad Ahinkoski.
Droga z Kostomukszy do Kalevali początkowo jest w doskonałym stanie, ponieważ jest ważna dla Finów, którzy sponsorują jej budowę. Sporo krętych odcinków, pagórków, niższa roślinność - zdecydowanie inaczej niż dzień wcześniej. Po przejechaniu przez Voknavolok zaczyna się jeden z najpiękniejszych szutrowych odcinków w całej Karelii. Po drodze zatrzymujemy się przy ubranym w mundur Rosjaninie. Myśleliśmy, że to wojskowy lub policja, ale oni po prostu lubią tak chodzić ubrani. Służył kiedyś w Afganistanie i tak mu już zostało.
Rano budzą mnie nerwowe telefony - z tego wszystkiego zapomniałem wyłączyć GPS Spota i wyglądało jakbyśmy cała noc błądziliśmy. Pogoda nie jest najlepsza i zwijamy mokre namioty. Dobrze, że najbliższą noc spędzimy w hotelu - będzie można wszystko ładnie wysuszyć.
Następnego dnia decydujemy się dojechać do Lovozero asfaltem - na bagnach dużo wody, kostka Patryka dwa razy większa niż normalnie, a mój motocykl nie wiadomo w jakim stanie. Widać, jak zmienia się przyroda - drzewa robią się coraz niższe, po czym znikają zupełnie. Kontroluję zachowanie silnika, ale wygląda na to, że wszystko jest w porządku.
Rano - jak to na zlocie - budzi nas ryk motocykli. Witamy się z nowymi znajomymi, którzy przyjmują nas bardzo ciepło. Pytają o trasę i skąd w ogóle pomysł przyjazdu latem tutaj, po czym prowadzą na festiwal. Saamowie, inaczej zwany Lapończykami, zamieszkują północne tereny Europy, od półwyspu Kolskiego po Lofoty w Norwegii. Tubylcze specjały kulinarne, ręcznie robione przedmioty codziennego użytku, ludzie siedzący na skórach reniferów, magiczna muzyka północy... To wszystko tak niesamowite, egzotyczne, wprost nie do opisania... Delektujemy się każda chwilą...
Następny dzień to początek odwrotu - do domu ponad 2700 km, na co mamy tylko 5 dni. Nie bez trudu docieramy do Moto Hotelu w Kola koło Murmańska, gdzie przy okazji jest dobrze wyposażony warsztat motocyklowy prowadzony przez Tatariana. Bardzo miły i uczynny człowiek, pomaga przygotować motocykle do drogi powrotnej. Na wszelki wypadek wymieniam ponownie olej, ale poza kilkoma drobnymi opiłkami wygląda w porządku.
Następnego dnia rozpoczynamy maraton - powoli tęsknota za domem wygrywa. Żegnamy się z Krzyśkiem, który ma jeszcze urlop, siadamy na motocykle i jedziemy do oporu. Na wylotówce mijamy charakterystycznie wyglądającą autostopowiczkę - niestety nie ma jak jej zabrać ze sobą. W trasie okazuje się, że mijamy się wiele razy - to na stacji, to w barze... Po którymś kolejnym razie i ona zaczyna rozpoznawać nas. Pierwszy nocleg mamy gdzieś na dziko, przy drodze, po przejechaniu ponad 800km. Zjeżdżamy z M18. Nawierzchnia szybko zmienia się w szutrową.
Kolejny dzień to leczenie ran. Chodzę po całym miasteczku i szukam oleju motocyklowego i albo nie mają albo zamknięte. Czasem rozmowa ze sprzedawcą, czy mechanikiem przebiega w bardzo ciekawy sposób:
Poranek nad Morzem Barentsa wita nas piękną pogodą, aż żal wychodzić z namiotu. Długo leżę przy otwartym wejściu. Po śniadaniu zwiedzam szybko okolicę, robię mnóstwo zdjęć i czas jechać dalej. Skały, jeziora, rzeki i wodospad, wpadający wprost do morza...
Poranek wita nas pięknym słońcem, dzięki czemu zbieramy się dość szybko i ruszamy do najdalszego punktu wyprawy - latarni morskiej Vadja Guba. Najpierw musimy przejechać przez półwysep Średni i góry Mustatunturi, czyli Czarne Góry. Mogę śmiało powiedzieć, że rejon ten, który przed wojną należał częściowo do Finlandii, to istny raj dla miłośników jazdy szutrowo-terenowej. Mamy tutaj wszystko - od równego, gładkiego szutru przez głębokie, wyschnięte kałuże, wyboiste drogi, głazy, plaże, po rzeki i błota. Dlatego jeżeli myślisz że wziąłeś sporo paliwa, to weź jeszcze dodatkowe 5 litrów.