Wybieramy to przejście graniczne, ponieważ można na nim za 1E zamówić sobie miejsce w kolejce. Standardowo musimy wypełnić mnóstwo formularzy, na szczęście pogranicznik ma do nas mnóstwo cierpliwości. Do pierwszej stacji dojeżdżamy na resztkach paliwa. Tankujemy standardową 92 po 2.70 PLN za litr i motocykle od razu jakoś lepiej pracują.
Z głównej drogi odbijamy w kierunku Zatoki Fińskiej, a dalej jedziemy brzegiem Bałtyku. Mijamy pierwsze pomniki wielkiej wojny ojczyźnianej, a że jest sobota pod każdym stoi młoda para, czekając na obowiązkową sesję. No tak, nie ma to jak zdjęcie ślubne z Iłem Szturmowikiem w tle. Morska, autostradowa obwodnica Sankt Petersburga robi niesamowite wrażenie - trzy pasy w każdą stronę zbudowane na wodzie. Źle założony tankbag blokuje odpowietrzenie zbiornika, co skutkuje zgaśnięciem motocykla. Jak się później okazało, nawet zepsuta ciężarówka, zajmująca cały jeden pas, nikogo tutaj nie dziwi - Rosja.
Za miastem zjeżdżamy na boczne drogi w poszukiwaniu pozostałości po Linii Mannerheima, która zatrzymała Rosjan w 1939 roku. Po drodze mijamy sporo baz wojskowych, w których znudzeni wartownicy patrzą tęskno w kierunku naszych motocykli. W końcu jest znak na „Finskoje vojenskoje zachranienie”, czyli po naszemu bunkry. Gorzej, że leśna droga zaczyna się głębokim i szerokim rowem przeciwczołgowym. Okazuje się, że bunkry są fragmentem czynnego poligonu, a akurat trwają ćwiczenia. Pod eskortą dwóch młodych żołnierzy udaje się dojść do pomnika i zrobić kilka zdjęć. Na końcu pytam się czy zapozują – tak, ale najpierw muszą poprawić mundury. W końcu rosyjski żołnierz musi wyglądać porządnie.
Wieczorem docieramy do Wyborga, gdzie zatrzymujemy się w niedawno otwartym hostelu z parkingiem co prawda nie zamykanym na noc, ale za to niewidocznym z ulicy. W przeciwieństwie do Narvy miasto jest ciekawe i tętni życiem. Jest sporo mniejszych czy większych restauracji, barów, czy ogródków piwnych. Standardowo w honorowym miejscu stoi pomnik Lenina, jest również park jego imienia. Pierwszy raz spotykam się z rosyjskim zwyczajem zakładania na mostach przez zakochany kłódek z wypisanymi imionami. Nie mają one zamka i raz założonych nie ściągnie się.