Wstaje o 8, szybki prysznic i posiłek. O 10 jestem już w Arktikum - Muzeum Laponii i terenów arktycznych. Oczarowuje mnie podejście Finów do muzealnictwa - napisów nie dotykać praktycznie nie ma za to jest mnóstwo prezentacji multimedialnych, elementów które można dotknąć, coś włączyć, usłyszeć śpiew ptaków, wycie wilków. Bardzo zaciekawiła mnie tablica z futrami rożnych zwierząt które można było dotknąć, pomyśleć o ich właścicielach i potem sprawdzić na zdjęciu czy się poprawnie rozpoznało. Dużo jest tez wypchanych zwierząt, a największe wrażenie, zapewne przez swoje rozmiary robi łoś, poza nim jeszcze renifer, niedźwiedź polarny i całe mnóstwo ptactwa. Ważnym elementem poznawczym są też przekroje, jak na przykład ta dotycząca łowienia pod lodem, wraz z pokazanymi rożnymi sposobami połowu. Ponieważ odbywała się konferencja, nie miałem możliwości obejrzenia filmu dokumentalnego o Laponii. 2 godziny wystarcza tylko na bardzo pobieżne przeglądniecie zbiorów tego miejsca, a kto postanowi spędzić tutaj cały dzień, nie wyjdzie rozczarowany.
Dom Świętego Mikołaja
Około 13 docieram do Arctic Circle Centre - czyli miejsca gdzie kolo podbiegunowe przecina drogę numer 4. Napapiirin jest również siedzibą Świętego Mikołaja. Jako ze Mikołaj to wpadam do sklepu po upominki dla bliskich i coś dla siebie. Pamiątkowe fotki, wizyta w biurze Świętego Mikołaja, jeszcze podjechać na stacje umyć wizjer w kasku i sprawdzić ciśnienie w oponach i można jechać dalej.
Charakterystycznym elementem dróg na północy są długie proste, czasem nawet bardzo długie. Przy jednym z takich odcinków, robię odpoczynek, pstrykam kilka fotek i jadę dalej w kierunku Inari, mijać po drodze drogowskaz "Murmansk 303km" (kurcze aż tak daleko jestem?). Aura dziś nie jest dla mnie łaskawa i praktycznie od samego kręgu polarnego jadę w deszczu.
Muzeum Saamów i Północnej Laponii
W samym miasteczku zatrzymuje się na poczcie kupić znaczki i kartki i udaje się do Siida - Muzeum Saamow i Północnej Laponii. Muzeum bardzo podobne do Arktikum, choć ma kilka swoich własnych elementów, jak choćby pokazanie życia w tych trudnych warunkach w poszczególnych miesiącach roku, również skansen jest wielka atrakcją. Na zakończenie udaje się do muzealnej restauracji napisać życzenia i zakosztować lokalnych specjałów. Ciekawym elementem wystroju były krzewy borówek wraz z owocami zamiast kwiatów. Lokalny przysmak to coś w rodzaju gulaszu z mięsa renifera, do tego puree, kiszony ogórek oraz konfitura z czerwonych jagód. Wychodząc zostawiam bandamkę Tarnowa, znaczek i informator o naszym pięknym mieście.
Godzina 20, trzeba poszukać jakiegoś fajnego miejsca na nocleg. Wybieram jedno z "resting place" nad samym brzegiem jeziora, rozbijam obozowisko i kładę się wcześnie spać, ponieważ jutro czeka mnie spory kawałek drogi do zrobienia