Wstajemy koło 8, toaleta poranna śniadanko i o 10 wsiadamy na motocykle - plan zobaczyć jak najwięcej zamków - Lednica, Cachtice, Beckow, Trencin i co się jeszcze da - potem winkielki koło Bańskiej Bystrzycy.
Lednica - świetny zamek, ktoś miał naprawdę pomysł - 2 wypiętrzone ściany skalne jedna nacięta z wyżłobionymi schodami w dole cześć mieszkalna. Widoki nieziemskie, dojazd trochę kiepski i gs ma bliskie spotkanie z błotem - na szczęście nic się nie stało, ale Marcin woli zostawić moto na dole i iść na nogach. Odpoczęli, pooglądali to kierunek Cachtice - wypadamy na autostradę do Bratysławy i testujemy z Łukaszem co potrafią "500-tki" - cebek z towarem poszedł 190, gs - 170, tylko coś za szybko nam się autostrada skończyła. Wjeżdżamy do Cachtic i pytamy którędy na hrad. Podjeżdżamy pod zamek i znowu zapowiada się trasa enduro po szlaku turystycznym. Za to parkujemy pod samym wejściem, tzn. Ja, Jarek i Łukasz - Marcin znów woli piesza wycieczkę :-)
Cachtice to letnia rezydencja pani Drakulowej, gdzie jak wieść gminna niesie kapała się w krwi dziewic podstępnie przyprowadzonych na wielki bal. Zamek stosunkowo duży i również wspaniałe widoki. Uderzamy na Beckov - niestety dziś nieczynne :(
Trenczyn - zostawiamy moto na niestrzeżonym parkingu w środku miasta, kaski przypięte na paskach, kurtki pod pająkami i ruszamy w miasto. W informacji turystycznej dowiadujemy jak dojść na zamek, kupujemy coś do picia i na zamek. Oglądamy wspaniałe wnętrza słuchamy miłej, młodej pani przewodnik i zachwycamy się panoramą miasta z zamkowej wieży. Do miasta wracamy zabytkowymi drewnianymi schodami. Motocykle jak zostawiliśmy je kilka godzin temu tak stoją... nikt nic nie ruszył...
Zakupy w Tesco i heja na Bańska. Na mapie znalazłem fajny skrót a że zaprawę enduro już mieliśmy to jedziemy. Na szutrze idę ostro i wpadam w świeżo wysypaną grubą warstwę kamieni... nie utrzymuje motocykla i robię test gmolom. Na szczęście skończyło się na kilku rysach gmoli, handbarów i tłumika, gorzej ze chłopaki wymiękli... Jarek przeprowadził przez najgorsze miejsca moto Łukasza i Marcina. Ściemnia się a my w lesie nie ma noclegu nigdzie... Marcin stwierdza że jak pytał się mnie w styczniu o ekipę i usłyszał że jedzie ktoś na gold wingu to myślał że będzie spokojnie, ale nie wiedział wtedy co Jarek potrafi z tym moto :-) Trochę mi się oberwało za dobór trasy ale nie jest źle :-)
Mylę drogę i na głównej odbijamy w przeciwnym kierunku... strata kilku km i czasu. W końcu po ciemku wjeżdżamy na drogę koło Bańskiej - ciemno, kamyczki po zimie i same zakręty. Jarkowi ucieka moto i zwalnia jak widzi tylko kamienie... Ja też jadę ostrożnie, Łukasz nic nie widzi w swoich światłach i chciałby się składać jeszcze bardziej :-) Droga super - trzeba będzie tu wrócić latem i katować ją do bólu :-)
Krótka narada co ze spaniem - jest zaznaczony kemping w Donovaly. Jedziemy - kurcze nie ma tu nic coby wyglądało jak ośrodek dla namiotów, jeździmy w kółko szukając czegoś, trafiamy w dolinę a tam śnieg i kilkanaście stopni różnicy - wracamy na górę. W pewnym momencie wjeżdżam na cmentarz, nie to chyba nie najlepsze miejsce na noc. W końcu decydujemy się rozbić namioty na drewnianym moście nad główną drogą. Obok zimowy bar dla narciarzy z którego robimy sobie imprezownie. Pojedli po pili i spać - łatwo powiedzieć jak ktoś zaczyna się śmiać to cały most drga. O 3 w nocy mamy gości - jakaś wycieczka z Węgier bierze nas za atrakcje turystyczna i nawet jakaś panna włazi do namiotu- jest wesoło :-)